Recenzja #846 Great Western Trail: Nowa Zelandia
Great Western Trail to tytuł, który jest jednym z najczęściej wyciąganych „eurasków” w mojej kolekcji. Jest również często przeze mnie polecany i to nie tylko tym zaawansowanym graczom. I chociaż krówki mają swój klimat, to edycja GWT: Nowa Zelandia z owcami na czele wcale nie pozostaje w tyle. Wręcz przeciwnie – powiedziałabym, że łączy w sobie wszystko co najlepsze i daje nowy wymiar tej kultowej strategii. Jeśli do tej pory zastanawialiście się, czy warto sięgnąć po ten tytuł, to ta recenzja jest dla Was!
Informacje o grze GWT: Nowa Zelandia
Autor gry Great Western Trail: Nowa Zelandia: Alexander Pfister
Wydawnictwo: Rebel
Liczba graczy: 1-4
Czas gry: 75-150 Min
Wiek: 12+
Gra została przekazana mi bezzwrotnie w ramach recenzji od wydawnictwa Rebel. Wydawnictwo Rebel nie miało wpływu na kształt mojej opinii/niniejszej recenzji.
Współpraca reklamowa z Ceneo.pl
Pierwsza edycja Great Western Trail to jedna z moich ulubionych gier. Nie umiałabym odpowiedzieć do końca, dlaczego tak jest – nigdy nie byłam wielką fanką westernowego klimatu. Jednak każdy prawdziwy planszówkoholik wie, kiedy ma do czynienia z dobrze naoliwionym tytułem. I tak właśnie jest w przypadku GWT – wszystko tutaj świetnie się zazębia, a mimo wielu zasad rozgrywka przebiega płynnie bez przesadnego paraliżu decyzyjnego. Biorąc pod uwagę powyższe, wiedziałam, że GWT: Nowa Zelandia trafi na moją półkę bardzo szybko. W końcu trzeba sprawdzić, czy nowa edycja to tylko „odgrzewany kotlet” czy jednak coś więcej – coś dla fanów ciężkiego euro i pierwowzoru jednocześnie. Poza tym, kto by się oparł tym słodkim owieczkom?
Przegląd elementów i zarys rozgrywki w Great Western Trail: Nowa Zelandia
Zanim zacznę recenzję, chciałabym zaznaczyć, że nie opiszę dla Was w pełni szczegółowego zarysu rozgrywki. Myślę, że instrukcja w wersji PDF dostępna jest dla każdego, a opisanie tak wielu zależnych od siebie elementów byłoby nie ladą lekturą do przeczytania. Postaram się jednak zwrócić uwagę na kluczowe różnice i podobieństwa do pierwszej edycji. Zaczynając od początku – w tej wersji będziecie przemieszczać owce po Nowej Zelandii, próbując powiększać swoje stado, strzyc wełnę za pieniądze, zatrudniać nowych pracowników, żeglować po morzach, aby otwierać nowe szlaki handlowe i sprzedawać owce w różnych lokalizacjach.
Jak pewnie pamiętacie (lub też nie) w Great Western Trail poruszamy się po mapie, zatrzymując się w różnych budynkach, aby:
- rozwijać swój deck kart,
- ulepszać swoją planszę gracza, aby Wasze akcje stały się lepsze,
- umieszczać nowe budynki na planszy,
- zarabiać pieniądze, aby było nas na to wszystko stać,
Następnie kontynuujemy ruch, aż dotrzemy do ostatniego miejsca na planszy, gdzie „sprzedajemy” swoje owce. Kolejno wracamy na początek planszy, aby rozpocząć cały ten proces od nowa, tym razem jednak z nowymi budynkami do odwiedzenia, czy ciekawszymi kartami w zanadrzu do zagrania. W Great Western Trail: Nowa Zelandia wydaje się, że każda część oryginalnej rozgrywki została przeanalizowana, a następnie ulepszona o nieznacznie zmodyfikowane zasady lub zupełnie nowe sekcje rozgrywki, które mają na celu urozmaicenie zabawy.
Co właściwie się zmieniło?
Budowanie talii jest dużo łatwiejsze (wprowadzenie nowej mechaniki kart bonusowych), pieniądze są bardziej dostępne (dzięki nowemu pracownikowi, którego możecie zatrudnić, aby golić owce i sprzedawać wełnę), jest więcej miejsc, do których możemy dostarczyć swoje stado (dzięki łodziom, którymi możemy pływać do nowych portów), certyfikaty są odblokowywane szybciej, jest więcej miejsc do kupowania owiec, więcej budynków do zatrudniania pracowników czy też w końcu pracownicy, którzy mogą pracować w każdej z czterech specjalności. Lista ulepszeń, które wprowadzono w stosunku do oryginalnej gry, jest naprawdę długaaaa.
Przyznam szczerze, że po pierwszej rozgrywce zastanawiałam się, czy którykolwiek z twórców kiedykolwiek zastanawiał się, czy nie dodają zbyt wiele, ale cieszę się, że uwzględnili wszystko, co zrobili, ponieważ gra porusza się teraz w pięknym tempie i ciężko mówić o „złych ruchach”. W oryginalnej grze często zdarzało się, że nasze akcje stawały się czasami monotonne i nudne w oczekiwaniu na te konkretną. W GWT: Nowa Zelandia każdy ruch ma znaczenie, a każda runda to przemyślana strategia pełna ciekawych możliwości.
To jak to w końcu jest z jakością wydania GWT: Nowa Zelandia?
Kiedy po raz pierwszy otworzycie pudełko, będziecie zaskoczeni nie tylko liczbą komponentów, ale także ich jakością. Wszystko, co znajduje się w Great Western Trail: Nowa Zelandia jest niemal luksusowe. Dostajemy trójwarstwowe planszetki graczy, bawełniane torby do przechowywania płytek czy moje ulubione meeple z kowbojskimi kapeluszami. Myślę, że to dobry moment, aby zaznaczyć, że czas rozłożenia gry jest nadal przytłaczający przy pierwszych kilku razach, jak to na Great Western Trail przystało. Do tego wymaga ogromu miejsca do rozgrywki – ja chyba muszę zainwestować w nowy stół…
Recenzja Great Western Trail: Nowa Zelandia
Great Western Trail to jedna z bardziej kultowych gier strategicznych. Co ciekawe jednak swoją sławę osiągnęła nie tylko dzięki świetnej rozgrywce, ale również szpetnej okładce, od której wiele osób się odbiło, gdy zastanawiało się nad kupnem tego tytułu. I chociaż już w środku wszystko było spójne, to jednak pierwsze wrażenie ma znaczenie. W GWT: Nowa Zelandia sytuacja wygląda nieco inaczej – większość grafik i komponentów jest absolutnie niesamowita, a dobór kolorów działa świetnie. Sama okładka również przyciąga. Jedynym minusem w tym obszarze są dla mnie niektóre kolory kart owiec, które wyglądają bardzo podobnie do siebie. Również karty bonusowe można pomylić z kartami celów, szczególnie podczas pierwszych rozgrywek. Dlatego warto zarezerwować sobie więcej czasu na pierwszą partię, aby wszystko dobrze posegregować – podziękujecie mi później.
Great Western Trail: Nowa Zelandia – Czas zainwestować w nowy stół?
To piękne wykonanie i mnogość elementów prowadzi do chyba jednego z największych problemów tego tytułu, a jest nim rozmiar stołu wymagany nawet do gry solo. Posiadam normalnej wielkości stół, przy którym w większości gier wygodnie zasiadają 4 osoby. W przypadku Great Western Trail: Nowa Zelandia jest naprawdę ciężko i zaczynam wierzyć, że czas zainwestować w coś typowo pod planszówki. Często też będziecie musieli wstawać, aby zerknąć, co znajduje się po drugiej stronie planszy, czy aby podejrzeć konkretny stosik kart. Nie są to oczywiście duże minusy, ale warto żebyście wiedzieli, z czym się mierzycie.
Przechodząc do tych kluczowych elementów recenzji – nie jest to tytuł dla nowych graczy. Nie jest on nawet dla tych średniozaawansowanych. Mnogość elementów prowadzi do mnogości zasad, a to z kolei przekłada się nie tylko na długość rozgrywki – zdecydowanie powyżej pudełkowego czasu- ale również na jej trudność i próg wejścia. Jak już wcześniej wspomniałam, czasami mam wrażenie, jakby twórca miał sto nowych pomysłów i nikt nie chciał go powstrzymać. Wrzucił więc wszystko i tak powstało… GWT: Nowa Zelandia. Prawie jak atomówki – też wysadza nas z kapci.
Konkrety, czyli coś o regrywalności i dynamice rozgrywki
Czy tytuł ten jest regrywalny? Oczywiście że tak! A z nowymi mechanikami budowania talii i dobieraniu odpowiednich setów do rozgrywki w sposób losowy, możecie mieć pewność, że nigdy nie zagracie dwóch takich samych gier. Nie to, żeby ogólnie było to możliwe, ale wiecie co mam na myśli. Teraz wiele najtrudniejszych rzeczy do zrobienia w oryginalnej grze jest o wiele łatwiejszych, takich jak np. odblokowanie piątej i szóstej karty na ręce. Poruszanie się po mapie jest również dużo szybsze, nawet jeśli inni gracze zapełnią każde miejsce jednym ze swoich budynków.
Ciężko mówić o bardzo dynamicznej rozgrywce, kiedy mówimy o tak skompilowanej grze strategicznej. Oczywiście im więcej partii będziecie mieć za sobą, to wszystko będzie szło sprawniej. Niemniej jednak mnogość opcji wyboru, jakie dają nowe mechaniki sprawia, że paraliż decyzyjny jest tutaj czymś całkiem normalnym. A jeśli zastanawiacie się, czy to gra z negatywną interakcją – raczej nie. Tutaj na spokojnie możecie realizować swój plan, niekoniecznie patrząc na to, co robią inni gracze. Miejsca przy danym budynku nigdy nie zabraknie. No może jedynie czeka Was „walka” o konkretnych pracowników, czy karty owiec z ryneczku. Chociaż w tej części ta granica się mocno zaciera, dzięki tak wielu nowym opcjom.
Podsumowanie
Great Western Trail: Nowa Zelandia, to jedna z najlepszych gier, jakie posiadam w swojej kolekcji. Myślę, że twórcy wzięli sobie do serca cały feedback z poprzednich edycji i każdy z błędów skrupulatnie poprawili. Nie ma już jednej lub dwóch różnych strategii gwarantujących wygraną. Zamiast tego możemy wybrać wiele różnych strategii, takich jak budowanie mnóstwa budynków, strzyżenie owiec przy każdej okazji, żeglowanie po morzach itp. Mogłabym tak wymieniać bardzo długo, ale to świadczy tylko o jednym. Jest to tytuł, które z pewnością zapracował sobie na tak wysoką ocenę na BGG. Jeśli więc tak jak ja – jesteście fanami GWT, to ten tytuł jest Waszym must have. A jeśli szukacie po prostu dobrego i trudnego euro – wiecie co sobie kupić w prezencie noworocznym.
Mocne Strony:
- Piękne wydanie,
- Mnogość strategii i dróg do zwycięstwa,
- Każda tura jest ekscytująca,
- Nowe, ciekawe mechaniki,
Słabe Strony:
- Zajmuje bardzo dużo miejsca,
- Niektóre karty owiec/celów/bonusów mają podobne kolory,
Przydatne linki:
Profil gry w serwisie Board Game Geek
Mam wrażenie, że to połączone ze sobą podstawowe GWT i „Kolej na północ”, co nie jest zarzutem, ale trochę wtórności się wkrada. Z minusów – potrzebny jest naprawdę duży stół (gra „zżera jeszcze więcej miejsca niż GWT + KNP), żetony-szyldy kategorii kart bonusów trochę na wyrost (można by bez nich się obejść), same bonusy jako rynek odliczający rundy trochę mniej nas porwały, niż oryginalny rynek pracowników z GWT. Z plusów – wreszcie wypraska mieści karty w koszulkach!!! 🙂 no i oczywiście całokształt – to wciąż duża ilość solidnego grzania mózgu, tym razem w puszystym klimacie owieczek i wełenki.