Kochanie! Jesteś Ameri! Czyli randka w Yharnam
Wielokrotnie na naszym stole lądowała wyjątkowa adaptacja gry znanej z PlayStation. Mowa oczywiście o Bloodborne. Planszówce, która trafiła na polski rynek za sprawą wydawnictwa Portal Games. Co zabawne, gdy pakowałem to ciężkie pudło do koszyka, w życiu nie przypuszczałem, że do Yharnam wybiorę się w towarzystwie wybranki mojego serca!
Powiedzmy sobie szczerze, te groteskowe, mroczne uliczki pełne są fanatyków, potworów, a i cegłą nieciężko oberwać. Kto by zatem pomyślał, że ta produkcja okaże się wręcz idealną grą dla kobiety, która jeszcze kilka dni temu karmiła pandy bambusami w Takenoko?
Wyobraźcie sobie, że gdy ja, wściekły jak diabli, wywracam się na tej krętej ścieżce po raz enty, moja dzielna Tropicielka sieka potwory, jak gdyby były to zwykłe dmuchawce. Zdarzyło mi się badać równość płytek poziomicą. Ku mojemu zdziwieniu, wszystko było w porządku. Kiedy zatem ja zbijałem sobie piątki sam ze sobą, co i rusz zaglądając do Snu Tropiciela, Agnieszka tanecznym krokiem łupała przeciwników niczym postrach dzielnicy.
A teraz to ja już nie chcę do lasu! Teraz to ja chcę do fryzjera!
Bloodborne, który zabiera nas do przygody po wyjątkowym i tajemniczym Yharnam doczekał się rozmaitych dodatków. Jednym z nich jest Zakazany las. Najzabawniejsze jest to, że gdyby to rozszerzenie wydano w czasie pandemii, byłoby ono zdecydowanie hitem roku. Pamiętacie ten wybitny zakaz chodzenia do lasu? W przypadku tego dungeon crawlera chyba zapomniano go znieść. Tak czy inaczej, z racji tego, że nie wolno, gdzie poszła moja dzielna Tropicielka? Nie inaczej, wymierzać sprawiedliwość w tej mrocznej kniei.
Po dziś pamiętam ten zakaz wstępu do lasu, pamiętam również szczególny Mem. Pingwin, który z wielkim poruszeniem absolutnie nie cieszy się, że do lasu już można. Bo teraz przecież chciałoby się odwiedzić fryzjera. Na szczęście ja do fryzjera nie muszę. Od czasu do czasu, zupełnie odświętnie, zafunduję sobie zabieg pielęgnacyjny dla mojego długiego czoła, zwany fachowo strzyżeniem królewskim. Poza tym sprawę załatwiam osobiście. I wierzcie lub nie, ostre niczym brzytwa topory w Yharnam nie mają z tym nic wspólnego!
Co zabawne, niebezpieczeństwo Yharnam jest niczym w porównaniu z tym, co spotka nas w Lesie, do którego teoretycznie nie wolno, bo rząd, choć zakaz zdjął, o Yharnam prawdopodobnie zapomniał. Zakazany Las to rozszerzenie, które stawia nowe wyzwania. Dla mnie, bo przecież tu zamiast padać na ponury chodnik, wywracam się na niekoniecznie miękką trawę. Gdybym mógł jeszcze zwalić winę na krzywiznę podłoża. Tu jednak poziomica ponownie zawiodła. Nie dostrzegłem również wystających z ziemi korzeni. Tymczasem moja dzielna Tropicielka jest jak Asterix po wypiciu magicznego napoju. Problem? Ależ skąd!
Mówią, że przygoda w Yharnam jest powtarzalna, ale zapominają o jednym
Bloodborne to gra, w której scenariusz w pewnym momencie się wyczerpuje. Nie ma szans, by gra oferowała tysiąc godzin dobrej zabawy. Oczywiście, gdy fabuła ma dla nas kluczowe znaczenie. Jednakże, gdy wczujemy się w klimat mocniej, niż powinniśmy, tak naprawdę cała ta otoczka to horror, który odgrywa się dla nas znów… I znów… I znów… Koszmar, którego nie jesteśmy się w stanie pozbyć, śni nam się każdej nocy. A przecież nasza głowa nie rodzi coraz to rozmaitszych snów. Najgorsze strachy to te, które powracają do nas na każdym kroku. Mając lęk wysokości dziś, nie stwierdzisz, że od jutra boisz się nietoperzy. Nie martwcie się – w Yharnam nie uraczycie ani jednego, ani drugiego.
Jesienna aura za oknem wpompuje w grę jeszcze więcej wrażeń. Finalnie radość z rozgrywki będzie zależeć wyłącznie od nas. Chcąc grać dla samej fabuły, lepiej pójść do kumpla, który grę już ma. Jeżeli jednak chcecie wspólnie zmierzyć się z wyzwaniem i świetnie się przy tym bawić – Bloodborne to umożliwia. Dla mnie jest to gra, która pozwoli przeżyć fajną przygodę, a przy tym rozwikłać zagadkę na różne sposoby.
Yharnam jest otwarte nie tylko dla poskramiaczy pająków. Wstęp wolny dla każdego, kto poza klapkiem w dłoni gotów jest dzierżyć topór lub miecz. Uważajcie jednak na kibiców przeciwnej drużyny. Potrafią wyłonić się znikąd niczym grzyby po deszczu. A przecież przygoda w mrocznej adaptacji stworzonej przez Erica M. Langa zabierze nas nie tylko w mroczne zaułki Yharnam, lecz także do Zakazanego Lasu czy Zapomnianego Zamku Cainhurst.
I cokolwiek tam się czuje zapomniane, niech się dwa razy zastanowi, czy chce, aby moja Tropicielka sobie o tym przypomniała. Nie jest to bowiem gracz, który lubi, gdy mu się w kaszę dmucha. Wierzcie mi na słowo!
Podsumowując!
Tak właśnie wygląda każda moja partia w Bloodborne’a u boku mojej ukochanej. Chcąc, nie chcąc, zawsze jest wesoło, a przede wszystkim zawsze raźniej! Bo nieważne jak bardzo ślisko jest na drogach, jest ktoś, kto potrafi uciągnąć moje ciężkie truchło do samego końca kampanii. Drodzy czytelnicy, przygoda w Yharnam to randka, na którą warto zabierać swoją drugą połówkę.