Recenzja #165 Lutecja
Lutecja to gra, w której masz możliwość ze zwykłego mieszkańca stać się senatorem! Potrzeba Ci jedynie wpływów, kontroli zasobów oraz obszarów miejskich, ciężkiej i brzęczącej sakiewki, no i oczywiście szczęścia. Ale co to dla Ciebie! Przecież obserwacje przeciwników i smykałkę do licytacji masz we krwi. Stawka jest wysoka, a Ty wolisz zasiadać na wozie niż chować się pod nim, prawda?
Informacje o grze
Autor gry: Nicolas Sato Ilustracje: Biboun Wydawnictwo: Lacerta Liczba graczy: 2-5 Czas gry: 45 min Wiek: 10+ Mechaniki w grze: Card Drafting, Hand Management, Set Collection, Simultaneous Action SelectionZarys fabularny
„Galia, prowincja rzymska, I wiek naszej ery. W przejawie swojej niekwestionowanej świetności, Imperator August postanowił wynieść jednego mieszkańca Lutecji do statusu senatora. Aby dostąpić tego zaszczytu, musisz zostać najbardziej wpływowym dostojnikiem, kontrolującym najważniejsze zasoby oraz miejsca w mieście. Na czym oprzesz swoją strategię? Będziesz ostrzyć miecze, piec chleb, warzyć piwo, czy może przygotowywać eliksiry?„
Przegląd elementów gry
Lutecja to nowa karciankowa propozycja od wydawnictwa Lacerta. Nazwa od razu skojarzyła mi się z przygodami najpopularniejszych Galów – Asterixa i Obeliksa, dlatego też z wielkimi oczekiwaniami dorwałam się do rozpakowania dość kompaktowego pudełka. Muszę przyznać, że wydaje się ono bardzo solidne i idealnie nadające się do zabrania ze sobą praktycznie wszędzie. Środek również mnie nie zawiódł. Insert idealnie mieści wszystkie elementy i skutecznie zapobiega przemieszczaniu się kart. Dla mnie jest to strzał w dziesiątkę, ponieważ wszystkie komponenty mają swoje własne miejsce, a trochę ich w tym niepozornym pudełku znajdziemy.
Najwięcej jest tutaj oczywiście kart i to aż w dwóch, różnych rozmiarach. Na większych znajdziemy miejsca oraz postacie do zdobycia. Każda z nich zawiera koszt zakupu oraz korzyści, jakie uzyskamy. Karty są bardzo przejrzyste, a symbole łatwe do zrozumienia. Bardzo spodobały mi się również grafiki, utrzymane w lekko komiksowym stylu. Natomiast małe karty dzielą się na 5 kolorów, czyli po jednym zestawie dla każdego gracza. Znajdują się na nich oznaczenia liter i liczb oraz symbole monetek.
Nie zabrakło również tekturowych znaczników z literami oraz liczbami takimi samymi jak na kartach. Podoba mi się to, że są niesamowicie solidne. W grze będziemy wykorzystywać również monety – sestercje, które również wywołały u mnie pozytywne zaskoczenie. Nie jest to kawałek tektury o kształcie koła! Zamiast tego otrzymujemy porządne monetki i choć nadal są one tekturowe, to ich nieregularny kształt sprawia, że wyglądają bardziej realistycznie.
Wewnątrz pudełka znajdziemy także notes, który zdecydowanie usprawni podliczenie punktów na końcu rozgrywki. Mamy tutaj wyszczególnione 4 rodzaje surowców występujących w grze, prestiż, wpływy za karty niebieskie oraz czerwone, a także punkty za uzbierane monetki.
Muszę przyznać, że instrukcja była dla mnie sporym zaskoczeniem. W niewielkiej książeczce zamieszczono aż 7 stron zasad i w dodatku zapisanych dość małą i ciasną czcionką. Przy pierwszym jej otwarciu pomyślałam sobie, że jak na grę karcianą to Lutecja ma strasznie dużo zasad. Przyznam, że niezbyt chętnie zasiadłam do tej lektury właśnie z powodu natłoku tekstu. Jednak jeśli chodzi o sam zapis zasad, to tutaj nie mogę się do niczego przyczepić. Każdy etap gry został wyszczególniony odrębnym nagłówkiem, przez co łatwiej jest się odnaleźć w gąszczu tekstu. Dodatkowo znajdziemy tutaj także obrazkowe przykłady wyjaśniające wszelkie nasuwające się wątpliwości.
Zasady gry
Wyścig o stołek senatora czas zacząć! Z racji, że Imperator August chce podarować tak prestiżowe stanowisko jednemu z mieszkańców Lutecji, warto stać się najbardziej wpływowym dostojnikiem, który kontroluje najważniejsze zasoby oraz obszary miasta. No cóż, nikt nie mówił, że będzie lekko… Co rundę będziemy starali się zdobyć karty zarówno postaci, jak i miejsc, które pozytywnie wpłyną na nasz wizerunek. Jest tylko jedno „ale”! Na to stanowisko są jeszcze inni chętni, którzy również mają chrapkę na zwiększenie swojej dostojności. Zdecydowanie trzeba będzie odchudzić swoją sakiewkę…
Na początku każdej rundy na stole będziemy wykładać karty postaci pod literami oraz karty miejsc pod cyframi. Ich liczba zależy oczywiście od liczby graczy zasiadających do rozgrywki. Każda osoba będzie wybierała ze swojego zestawu małych kart aż dwie, które będą brały udział w licytacji. Jeśli jako jedyny gracz połasiłeś się na browarnika, który znalazł się pod literą „B” – brawo, karta trafia do Ciebie. Natomiast jeśli innych graczy również skusił kufel piwa… no cóż, kartę wygrywa ten z nich, który dał większą łapówkę. Polityka bywa bezlitosna. Jednak państwo przewiduje odszkodowanie w wysokości 1 sestercji dla tego gracza, którego „dary” okazały się niewystarczające.
Jeśli jestem tym szczęściarzem, który z bitwy o karty wyjechał na wozie, wtedy zdobycze układasz w swoim obszarze gry, o ile oczywiście stać Cię na uiszczenie za nie opłaty do banku. W przypadku, jeśli zamiast licytować jakąś z kart na stole, zagramy kartę z 3 monetkami, to otrzymujemy je natychmiast po ich odsłonięciu. I tutaj bardzo dobra wiadomość dla tych, którzy ciągle będą klepać biedę – gotówkę można wykorzystać od razu!
Gdy wszystkie wykupione karty trafiły już w ręce nowych właścicieli, kładziemy po 1 sestercji na te z nich, które osamotnione pozostały na środku stołu. Dokładamy nowe karty i gramy dalej tak długo, dopóki nie wyczerpie się któryś z dwóch stosów. W tym momencie następuje podliczenie punktów. Jeśli chodzi o surowce, to sprawa jest prosta: 10 punktów otrzymuje gracz, który zgromadził największą liczbę danego rodzaju dobra, natomiast ta osoba, która posiada go najmniej lub wcale dostaje ładne 0. Dla pocieszenia cała reszta otrzymuje aż 4 punkty. Następnie podliczamy punkty za karty danego rodzaju. Tutaj wszystko już zależy od oznaczeń na kartach i korzyści, jakie z nich uzyskujemy. Na koniec pozostają już tylko punkciki za niewykorzystane monety i tadam! – mamy zwycięzcę.
Wrażenia z rozgrywki
Lutecja to karcianka, w której zdecydowaną rolę odgrywa licytacja. Bardzo szybko nauczysz się rozsądnego zarządzania swoimi sestercjami, bo jakoś tak szybko się kończą. Zdecydowanie zbyt szybko, gdy nagle pod koniec rozgrywki na stół wjedzie zasób, którego brakuje dosłownie wszystkim. Wtedy łapówki przyprawiają o zawrót głowy i to dosłownie, ponieważ nie ma żadnego ograniczenia, jaką kwotą można wesprzeć swoją kartę. Oczywiście nigdy nie wiadomo, czy inni gracze licytują dokładnie tę samą kartę co my. Nieraz walka okazuje się zupełnie zbędna, a nasza sakiewka jest skutecznie odchudzona. Dieta cud jak nic! Dla mnie mechanika gry jest wręcz genialna. Bardzo prosta, ale dobrze przemyślana. Podoba mi się ta nutka niewiedzy i podejrzliwości wobec innych graczy, której nie raz brakuje w tego typu grach. Negatywna interakcja jest według mnie idealnie wyważona, bo nasza bitwa toczy się tylko na środku stołu, natomiast tego, co już zdobędziemy, nikt nam nie sprzątnie sprzed nosa.
Jeśli w parze z dobrą mechaniką idzie świetne wykonanie, to zdecydowanie jest to gra dla mnie. Tutaj bajkowe grafiki w połączeniu z przejrzystymi kartami są strzałem w dziesiątkę. Nie musiałam się długo zastanawiać nad znaczeniem symboli, dzięki czemu nawet podczas pierwszej rozgrywki mogłam działać dość pewnie. Wszystkie elementy według mnie świetnie wpasowują się w klimat gry. Mieszkańcy, miejscówki w mieście i my dążący do celu, jakim jest łaska Imperatora – to właśnie Lutecja. Wszechobecne łapówki tylko podkreślają, że znajdujemy się w starożytnym Rzymie. Podoba mi się to, że klimat do karcianki nie jest doklejony na siłę. W Lutecji wszystko ze sobą współgra, dzięki czemu gra przebiega bardzo przyjemnie. Czy wspomniałam już o idealnie dopasowanym pudełku? Chyba nie muszę nic więcej dodawać w tym temacie.
Świetna i prosta mechanika przekłada się na bardzo dobrą rozgrywkę, jednak do Lutecji zachęcam zasiadać od 3 graczy. Na dwie i trzy osoby mamy do dyspozycji taką samą liczbę kart na środku stołu, co powoduje, że przy rozgrywkach dwuosobowych mamy zdecydowanie luźniej podczas licytacji. Z racji tego, że do wyboru jest więcej kart, licytacje nie zdarzały mi się tak często, jak przy rozgrywkach co najmniej trzyosobowych. Wtedy łatwo jest zakończyć turę z niczym albo z uszczerbkiem na naszym bogactwie. Oczywiście rozgrywki cztero- i pięcioosobowe są jeszcze ciekawsze, ponieważ wtedy już ciężko oszacować naszą szansę na jakąkolwiek kartę. Dzięki temu, że rundy są bardzo szybkie i dynamiczne nie ma tutaj praktycznie żadnych przestojów. Jedynie co jest bardziej zauważalne podczas rozgrywek pięcioosobowych to mały chaos, który pojawia się podczas etapu zakupu kart. Potrzeba trochę czasu, zanim wszyscy otrzymają to, co im się należy.
Uważam, że regrywalność Lutecji również stoi na odpowiednim poziomie. Pomimo tego, że dość solidnie ją ogrywałam podczas testów, nadal mi się nie znudziła. Oczywiście od razu uprzedzam, że raczej nie jest to gra na bardzo długie godziny. Ja ją traktowałam raczej jako przerywnik pomiędzy większymi tytułami lub też pojedynczy tytuł idealny na wieczór. Z racji tego, że czas gry oscyluje wokół tych pudełkowych 45 minut, nie mogę powiedzieć, że Lutecja jest grą szybką. Mnie to odpowiadało, bo znacznie chętniej siadam do gier, nad którymi mogę spędzić trochę czasu. Jednak zazwyczaj kończyliśmy ten tytuł właśnie po jednej rozgrywce.
Jak dla mnie Luctecja jest jedną z ciekawszych nowości na rynku. Ma proste zasady, które bardzo szybko można wytłumaczyć nowym graczom, dzięki czemu chętnie zabiorę ją ze sobą na jakiś wyjazd lub po prostu na zwykłe spotkanie ze znajomymi. Jednak proste zasady wcale nie idą w parze z banalną rozgrywką! Trzeba się nakombinować i bacznie obserwować innych graczy, żeby zdobyć potrzebne nam karty. To idealna propozycja dla tych z Was, którzy uwielbiają gry oparte na blefie i licytacjach. Myślę, że sprawdzi się zarówno jako gra rodzinna, jak i dla planszówkowych weteranów, którym nie przeszkadza losowość. Nie da się jej w żaden sposób przeskoczyć, ponieważ to czy uda nam się zebrać punkty za zestaw surowców wymaga od nas monetek, dobrego wyczucia, no i oczywiście szczęścia. Ja po Lutecję sięgam bardzo chętnie i dlatego też mogę ją śmiało polecić tym z Was, którzy poszukują ciekawej karcianki.
Mocne strony:
- prosta mechanika,
- gra oparta na blefie i licytacji,
- solidne i ładne wykonanie,
- przejrzyste karty,
- odpowiednia dawka negatywnej interakcji,
- dobra regrywalność.
- trochę losowa rozgrywka,
- na dwóch graczy mniej emocjonująca.
Przydatne linki:
Grę w najlepszej cenie kupisz tutaj
Profil gry w serwisie Board Game Geek
Jeśli chcesz być na bieżąco z nowymi materiałami i spodobała ci się nasza strona to polub nas na facebooku:
Grę do recenzji przekazało wydawnictwo Lacerta