Na szybko

Na szybko #2 – The Godfather: Imperium Corleone – pierwsze wrażenia

The Godfather

Dzisiaj chciałbym omówić na szybko pierwsze wrażenia z gry The Godfather: Imperium Corleone

Wczorajszego dnia udało mi się zagrać przedpremierowo w niezwykle wyczekiwaną grę wydawnictwa Portal Games The Godfather: Imperium Corleone, autorstwa Erica M. Langa. Bój udało się stoczyć w pięcioosobowym gronie w planszówkowej kawiarni w Katowicach – Ludiversum. Zaraz po wytłumaczeniu nam zasad, zaczęliśmy rozgrywkę z wypiekami na twarzy, ale czy nasze wrażenia były równie pozytywne pod koniec rozgrywki? Zobaczcie sami.

Na sam początek chciałbym zwrócić uwagę na wykonanie gry. Jak w przypadku poprzedniej gry tego autora, znowu mamy do czynienia z dużą liczbą figurek, które prezentują się niezwykle ciekawie – ale nie są już tak majestatyczne i duże jak te w Blood Rage’u.  Figurki składają się z:

  • jednej figurki samego Vito Corleone,
  • trzech figurek sojuszników (komisarza policji, burmistrza i szefa związków),
  • zestawu figurek rodziny Marzullo (kolor żółty),
  • zestawu figurek rodziny Materacco (kolor niebieski),
  • zestawu figurek rodziny Vitale (kolor czerwony),
  • zestawu figurek rodziny Caccamo (kolor fioletowy),
  • zestawu figurek rodziny Pizzino (kolor zielony),

W skład każdej rodziny wchodzą trzy indywidualne i różniące się od siebie znane osobistości, które pełnią rolę dona, doradcy i dziedzica, a także 3 takie same figurki gangsterów. Figurki są wykonane niezwykle szczegółowo i naprawdę jest to ogromny plus tego tytułu. Każda figurka to zupełnie odmienna osobowość, a pomalowane ich sprawi, że tytuł zyska jeszcze więcej do epickości i klimatu.

W grze wcielamy się w jedną z rodzin przestępczego światka, które będą poruszały się po mieście, czyli planszy gry przedstawiającej Nowy Jork z lat 50-tych. Wokół miasta rozciąga się rzeka Hudson, która znajduje się tam nie bez powodu – już wiecie, w jaki sposób będziecie się pozbywali ciał. Rzeka jest odpowiednikiem Walhalli z Blood Rage’a. Na początku tury będziemy ustawiali różne przedsiębiorstwa w określonych dzielnicach – nie wszystkie z nich wejdą do gry, a każda z nich może pojawić się co grę, w zupełnie innym miejscu – pierwszy plus do regrywalności tytułu.

Każde przedsiębiorstwo prowadzi legalny i zarówno nielegalny rodzaj biznesu. Gangsterzy, których będziemy wysyłali do przedsiębiorstw będą nam przynosili pojedyncze korzyści płynące z danego przedsiębiorstwa. Natomiast członkowie rodziny będą wymuszali towary z nielegalnej działalności wielu przedsiębiorstw jednocześnie. Mamy tutaj ogrom możliwości i tak samo jak w Blood Rage’u (punkty szału) musimy być w posiadaniu przynajmniej jednej figurki, by wykonywać poszczególne akcje w fazie akcji.

Sama gra dzieli się na 4 akty, a w każdym akcie będą występowały kolejno po sobie etapy – jest ich 5.

  • otwarcie nowego przedsiębiorstwa,
  • rodzinne interesy (główna faza akcji),
  • wojny terytorialne (kontrola obszarów),
  • łapówki (zyskiwanie nowych sojuszników),
  • haracz dla Dona (odrzucenie kart z ręki do określonej liczby)

W fazie akcji możemy nie tylko zagrywać członków naszej rodziny, ale także realizować zlecenia, lub zagrywać sojuszników, których udało nam się zyskać w poprzednich fazach łapówek. Zlecenia możemy realizować tylko dzięki różnym towarom, które uzyskujemy od różnych przedsiębiorstw (brudna forsa, alkohol, broń, narkotyki). Zawsze musimy uzbierać i następnie odrzucić określony zestaw towarów by zrealizować dane zlecenie. Same zlecenia są najróżniejsze i pozwalają nam na wiele taktycznych wyborów. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest ogólnodostępna pula tych zleceń. Każdy gracz musi się spieszyć by wykonać określone zlecenie, ponieważ ktoś inny może być szybszy i go ubiec. Zlecenia otrzymujemy również w różnych przedsiębiorstwach na mapie. Ogólnie przemiał tych kart jest spory i ciężko tutaj mówić o losowości. Jest ona znacząco ograniczona właśnie dzięki elementowi ogólnodostępnych zleceń.

Pod koniec każdego aktu sojusznicy, których możemy zwerbować dzięki łapówkom stają się coraz silniejsi. Jednak aby ich zdobyć musimy przeznaczyć forsę, którą wcześniej udało nam się zdobyć. To właśnie pieniądze są trzonem rozgrywki i one stanowią punktację końcową, ale liczą się dopiero, gdy znajdą się w naszej klimatycznej blaszanej walizce. Aby tam trafiły, musimy korzystać ze specjalnej akcji w przedsiębiorstwach i na mapie. Za każdym razem informujemy innych graczy o liczbie wkładanej tam gotówki, ale tylko wtedy, ponieważ pieniądze, które już się tam znalazły stanowią niewiadomą dla pozostałych graczy. Jeśli ktoś chce, to może sobie je liczyć – ale nie sądzę, że to jest możliwe.

Wracając do samych sojuszników, aby zyskać ich przychylność, musimy zapłacić dużą forsę. W praktyce wygląda to tak, że licytacja przebiega w ciemno i osoba, która ze swojej walizki wyjmie największą sumę, wybiera sojusznika jako pierwsza. W rozgrywce jest zawsze o jednego sojusznika mniej, niż graczy biorących udział w rozgrywce – także jedna z rodzin nie otrzyma do pomocy sojusznika.

Ten mechanizm jest niezwykle ciekawy, gdyż możemy zyskać naprawdę silnych sprzymierzeńców, ale tracąc na tym dotychczas zdobyte punkty (w postaci forsy), albo możemy zrezygnować i skupić się tylko na kasie – jednak nie wiem czy jest to do końca najlepsze rozwiązanie. Równie ważne jest zyskiwanie przewag w określonych dzielnicach miasta. Dzięki kontroli danego obszaru zyskujemy dodatkowe akcje, ale tylko wtedy, gdy gangster z wrogiej rodziny korzysta z akcji przedsiębiorstwa znajdującego się na tym obszarze. Zaś pod koniec rozgrywki za każdy kontrolowany obszar, otrzymujemy dodatkową kasę. Ten aspekt jest równie ważny. Jak widać w grze mamy sporo różnych możliwości i dróg do zwycięstwa. Początkowa rozgrywka stanowiła dla mnie nie lada zagadkę na czym się skupić, a fakt, że nie przybrałem określonej strategii, zaowocował ostatecznie trzecim miejscem. Tak czy siak bawiłem się przednio i już po kilku turach rozumiemy całą mechanikę gry, gdyż jest ona bardzo intuicyjna.

Natomiast muszę dopowiedzieć, że czuć tutaj pewne podobieństwa do Blood Rage’a, a jeśli miałbym wybierać, którą z tych dwóch gier miałbym zachować dla siebie – zdecydowanie byłby to Ojciec Chrzestny. Jak dla mnie jest to podrasowany Blood Rage, autor wykorzystał najlepsze elementy z poprzednika i stworzył grę praktycznie idealną, ale aby wyciągnąć kolejne wnioski potrzeba kolejnych partii.  Z pewnością gra przypadnie do gustu osobom, które z przyjemnością zagrywały się w „Krwawy Szał”, a jednocześnie może trafić do nowej grupy odbiorców. Na ten moment mogę bardzo polecić dlatego, że wykonanie, grafika, figurki, klimat i mechanika wpływają zdecydowanie na pozytywne odczucia płynące z rozgrywki. Według mnie Godfather już niedługo zawita do najlepszej dziesiątki tytułów na Board Game Geek i przebije pozycję poprzednika. To tytuł, w którym mechanika została idealnie połączona z historią gry, a każda z nich jest nieodłączną częścią całości.

Godfather

Mechaniki w grze:

  • Area control (kontrolowanie określonych dzielnic i czerpanie profitów dzięki temu, zarówno podczas rozgrywki jak i pod koniec gry),
  • Auction (świetna mechanika, która w Ojcu Chrzestnym sprawdza się idealnie),
  • Hand Management (odpowiednie zarządzanie ręką – nie możemy gromadzić zbyt dużej liczby kart na ręce, gdyż Vito czuwa nad nami),
  • Worker Placement (czyli wysyłanie naszych bandziorów i członków rodziny do miasta, celem pozyskiwania różnych kluczowych zasobów i akcji).

Poniżej wrażenia Oratha – znajomego, który pisał już dla Was recenzję na naszym blogu:

The Godfather wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Nie sądziłem, że będzie ono, aż tak duże. Spodziewałem się po tej grze dużo negatywnej interakcji między graczami, a ku mojemu zdziwieniu było jej w sam raz. W The Godfatherze bardziej chodzi o wpływy i strategiczne posunięcia, niż mafijne porachunki. Sam jednak obrałem „taktykę” znaną mi z poprzedniej gry Erica M. Langa i nastawiłem się na walki. Niestety skutkowało to miernym wynikiem na koniec gry. Takie podejście do The Godfathera wzięło się powodu tego, że po wysłuchaniu zasad i pierwszych minutach gry spodziewałem się kolejnego Blood Rage’a, ale jak się okazało to zupełnie różne gry, a twórca tylko zaimplementował niektóre pomysły. Klimat mafijny czuć, ale samego Ojca Chrzestnego już nie.

Wykonanie jest naprawdę fajne: porządne, różnorodne figurki, metalowe skrzynki na pieniądze, klimatyczna, ponura mapa i karty. Do tych ostatnich można się lekko przyczepić, że ich grafiki wydają się trochę oszczędne. Po pierwszej partii ciężko powiedzieć, ale myślę, że regrywalność jest na dużym poziomie, bo tylko część płytek przedsiębiorstw pojawia się w trakcie gry i w losowy sposób są ułożone w dzielnicach. Po skończonej rozgrywce długo jeszcze o niej myślałem i debatowałem o niej z moją dziewczyną (która też grała). Już nie mogę się doczekać kolejnej partii w The Godfather’a. – Orath.


W samej rozgrywce brali również członkowie bloga Sterta Gier. Niestety wynik to 0-1 dla nich, ale jeszcze się odegramy.

Poniżej wrażenia Damiana, twórcy bloga Sterta Gier – link do strony.

Wykonanie: gra wykonana jest bardzo klimatycznie, plansza, figurki, karty – wszystko fajnie się wpasowuje. Figurki całkiem trwale wykonane, a do tego intuicyjnie wiemy, gdzie możemy ich położyć (wyróżniamy członków rodziny oraz gangsterów).
Zasady: Reguły gry są jasne, nie ma ich bardzo wiele, a do tego zostały nam nieźle wytłumaczone. 4 rundy, w każdej 5 faz, kolejno wykonywane akcje. Z kolejnymi rundami odkrywamy kolejne lokacje i dostajemy kolejne osoby do gangu.
Mechanika: gra opiera się na połączeniu worker placement (wysyłanie robotników) i area control (kontrolowanie obszaru). Fajnie wszystko ze sobą wspòłgra, jest sporo interakcji (głównie negatywnej).
Klimat: naszym zdaniem da się odczuć klimat gangsterski, może mniej samego Ojca Chrzestnego.
Nasze wrażenia są bardzo pozytywne, grało nam się świetnie, czasami odczuwalny był downtime, ale sporadycznie.
Przy okazji poznaliśmy się na żywo z Diceland, i niestety teraz śpią z rybkami.

 

Adrian Gieparda

Drzemiąca we mnie pasja i chęć dzielenia się swoją opinią na temat gier, a także szerzenia tego hobby była tak silna, że stworzyłem własny serwis, który nazwałem Diceland. W nowoczesne gry planszowe gram już od ponad 12 lat, a takie tytuły jak Agricola, Troyes, Terraformacja Marsa, czy też Projekt Gaja są dla mnie grami niemalże doskonałymi. Obecnie jestem wielkim fanem wszelkich gier euro, gdzie zdecydowano się użyć mechanikę kości w unikatowy/niecodzienny sposób. Nie odmówię również partii w ciekawe rodzinne tytuły, które pozwalają miło spędzić czas w gronie najbliższych i oderwać się od zgiełku codziennej rutyny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *